26 kwietnia zawisł na swoim miejscu, chyba największy rdzeń coolera, który pomieścił zderzak. We dwóch, razem z Cantoną, dłubaliśmy do 3 w nocy. Oczywiście nie obeszło się bez kłopotów. Podczas zaspawywania bocznej komory, przeskoczył mi łuk i nadtopiłem rurkę rdzenia. Finał był taki, że trzeba było wszystko odciąć i spawać do nowego. Po kilku dniach, rury dolotowe były na miejscu. A tak wygląda efekt końcowy kilkudniowej walki i paru nie przespanych nocy.
Wcześniej były wyspawane kolektory wydechowe z czarnej stali, ale niestety tulejki między kolanami nie wytrzymały temperatury i popłynęły (coś chyba było nie tak, bo znam auto, które pomyka na podobnych, a stal była kupiona w tej samej hurtowni!!!). Gdy silnik był jeszcze na stojaku, wykonałem także doloty powietrza do turbin, oczywiście w polerze.
Wyjście jednej z turbin potrzebowało przeróbki.